Toruń - Workuta - Bajdarata
10 marca o godzinie 10.00 z Torunia wyruszyła zimowa wyprawa samochodowa na północno-wschodni skraj Europy: Toruń-Workuta-Bajdarata 2011.

Oficjalna strona wyprawy Toruń-Workuta-Bajdarata:
Profil wyprawy do Workuty w serwisie:
D Z I E N N I K W Y P R A W Y
- 30 marca
W środku nocy dotarliśmy do dziwacznego hotelu w Ustjużnej. Kompletnie zalana i rozkoszna recepcjonistka każdego z nas musiała wygłaskać na powitanie. Dotarliśmy tak późno, bo Łukasz złapał panę. Dziś pecha ciąg dalszy. Kolejna potężna opona General Grabber 35 cali sflaczała. Wcześniej te szerokie laczki pokonywały afrykańskie bezdroża, więc sporo przeżyły, ale żeby puszczać tak dzień po dniu...
Rano musieliśmy wycofać się z proponowanego przez Rafała skrótu. Drogę z Ustjużnej na zachód pokrywały lodowe grduły, samochody niebezpiecznie tańczyły. prędkość bezpieczna - 40. Pozostało więc nadłożyć sporo przez Petersburg.
Teraz walimy na Psków. Może w nocy uda się dotrzeć do granicy z Łotwą. Wcześniej jeszcze totalne tankowanie we wszystkie kanistry.
Do Torunia chcemy dotrzeć w piątek 1 kwietnia. Ale wymęczone auta mogą te plany obrócić w żarti to wcale nie primaaprillisowy.
- 29 marca
Wielkij Ustiug ugościł nas przyzwoicie. Hotel dobry, dość tani i bez zbędnych ceregieli z papierkami.
Wczoraj w patrolu Łukasza wydzielał się jakiś nieprzyjemny zapach. Najpierw podejrzenie padło na nieszczelność butli gazowej, dziś już wiemy, że to wysiadł, podobno niezniszczalny, akumulator żelowy. Dalej jedziemy na drugim, a śmierdziel wraca do Polski na dachu.
Do celów filmowych potrzebowaliśmy starej siekiery. Wręcz wymarzoną sprzedała nam Nina Iwanowna Kukuriewa ze wsi Sieło koło Lenino. Oprowadziła po obejściu - żywy skansen. Piec chlebowy z miejscem do spania, maleńka bania, ale zero inwentarza. W całej wsi nie ma ani jednej krowy, świni. Tylko psy i koty. Nie to co za komuny, gdy Nina była dojarką w sowchozie. Sentyment za CCCP podobny jak w Workucie.
- 28 marca
Błyskawiczne śniadanie tuż po 7 - jajecznica i pierogi - przepakowanie i ruszamy na południe. Byle minąć Kotlas, gdzie w drodze do Workuty wnerwiła wszystkich obsługa hotelu "Sowieckiego" i panująca tam upierdliwie ślamazarna biurokracja.
Kręcimy zdjęcia w malowniczych, zasypanych śniegiem, dierewniach i, trochę ryzykancko, wyszki oraz trzy linie zasieków dawnego łagru, który dziś jest więzieniem o zaostrzonym reżimie. Wszyscy - ciałami i autami - zasłaniamy Pawła i jego kamerę. A on co chwilę wymienia karty pamięci, by w razie problemów stracić tylko ostatnie ujęcie. Jest współpraca, jest team.
- 27 marca
Po trzech dobach koczowania w autach uwięzionych na kolejowej lawetcie Vampir, Pała i Łukasz są wreszcie z nami. Przeżyli dużo - z sikaniem do butelek włącznie i ostatecznie siłowym uwalnianiem aut: siekiera też była w użyciu.
Teraz analizujemy warianty drogi powrotnej do kraju. Jest kilka możliwości, ale zawsze wychodzi ponad trzy tysiące kilometrów, a warunki drogowe są podobno w całej Rosji kiepskie. Czasu robi się naprawdę mało. Łapówkarze z Workuty zrobili nas w konia - laweta miała jechać przecież tylko 22 godziny. Straciliśmy dwa dni, które trudno będzie odrobić.
Chcielibyśmy wrócić w piątek 1 kwietnia, ale nie wszyscy przystają na taką gonitwę. Jest się czego obawiać, bo zmęczenie trwającą już 18 dni wyprawą daje się we znaki. Wyraźnie słabniemy. Nerwy zaczynają niektórym puszczać. Dyskusja staje się burzliwa.
Tak czy inaczej jutro pobudka bardzo wcześnie. Szybkie przepakowanie aut i w drogę. Posiłki wyłącznie na poboczach. W czasie ich przygotowania Paweł pospiesznie kręci zdjęcia do rosyjsko-tajgowych tematów. Szykuje się więc ostra jazda.
- 26 marca
Nerwy nam puszczają. Przyjaźń polsko-rosyjska wisi na włosku. Jak się bierze łapówę, czyli "na łapu", to się z zobowiązań wywiązuje! To święta zasada, szczególnie w kraju, gdzie ten sposób załatwiania wszystkiego jest powszechnie przyjęty.
Nagraliśmy scenę total - Radek dzwoni do Andrieja i mówi wprost: wracamy do Workuty z tobą pogadać. Chłopak się najwyraźniej przeraził, bo oddzwaniał dwa razy. Potem Vampir puścił sms-a, że nagle tam u nich, w Peczorze na bocznicy, pojawiły się nowe informacje - mają ich odprawić po 22, a jechać mają do Uchty tylko 5 godzin. My jesteśmy autentycznie zdecydowani ruszyć do Workuty i to ze złymi intencjami. Mamy tam przecież utopione spore pieniądze.
Wbrew pozorom aferę wywołać łatwo, bo oficjalnie łapownictwo jest w Rosji ostro karane. Wiem do jakiego urzędu Andriej wchodził z 30 tysiącami naszych rubli. Zdjęcie nawet zrobiłem. Miejmy nadzieję, że chłopaków jednak odprawią i dojadą do nas nocą. Dostali współrzędne hotelu Serdonik w Uchcie, gdzie jesteśmy. Czekamy.
- 25 marca
Vampir, Pała i Łukasz po blisko półtorej dobie stania na bocznicy w Workucie - ruszyli. Pozostała szóstka już przed ósmą rano wylądowała w Uchcie. Pociągi osobowe kursują tu rewelacyjnie, z towarowymi nic nie wiadomo.
Jechaliśmy w wesołym wagonie. Sasza, spawacz z Gazpromu, pokazywał filmiki ze swojej pracy. Fantazję mają Rosjanie. Na przykład, rozcinanie źle zespawanych rur siedząc na jednej z nich okrakiem. Nagle naprężona rura się prostuje i wyrzuca faceta wysoko w górę.
My teraz w hotelu, a kierowcy w zasypywanych śniegiem samochodach uwięzionych na lawetach. A tu śnieżyce. Rosja sparaliżowana, w telewizji pokazują raz Petersburg, raz Moskwę - oba miasta po burzach śnieżnych. Trudno zdecydować, którędy lepiej wracać. Ale najpierw muszą tu dojechać auta z naszymi asami.
Czekać na nich możemy dzień... albo trzy. A może "w łapu" pomogło i przyjadą jednak jutro? Tego nikt nie wie. Jutro od rana zbieramy materiały filmowe - szukamy pozostałości łagrów w okolicach Uchty. Ten kondycyjny dzień przydał się wszystkim, bo padaliśmy już na pyski.
- 24 marca
Mróz rano okrutny, potem wicher i śnieg. Teraz już nawet robotnicy kolejowi mocujący nasze auta na lawecie przyznają - no, teraz mamy wreszcie purgę.
Odśnieżanie po workucku - spychacze i koparki w akcji. Wszyscy tu mówią: Bóg strzegł, że nie ruszyliście na południe na kołach. Na północ zresztą też. Zima na północno-wschodnim krańcu Europy to zupełnie inna bajka. Nad Bajdaratę nie ma szans ruszać w tych warunkach. Próbowaliśmy wynająć gąsienicowca jako przewodnika, ale 100 zł za kilometr to cena z kosmosu.
Rano powinniśmy być w Uchcie. Koledzy w samochodach na lawecie powinni być może 5 godzin później. Albo 4 dni. Zależy od tego, czy łapówka dotarła tam, gdzie trzeba.
- 23 marca
Pada śnieg i duje. Załatwiamy lawetę kolejową. Bez łapówki się nie dało. Mimo to nikt z zarządu kolei nie potrafi powiedzieć, kiedy transport dojedzie do Sosnogorska. Może za trzy dni, może za tydzień. Vampir, Piotr i Łukasz pojadą w autach na wagonie, reszta o wiele szybszym pociągiem osobowym. Spotkamy się na miejscu.
Dochodzi do niesamowitych scen. Pewna urocza workucianka spytała Radka, czy może go dotknąć. Ludzie ciągle zaczepiają nas na ulicach, robią sobie zdjęcia przy naszych autach. Wot, mołodcy - słyszymy na każdym kroku.
Przed startem w drogę powrotną kolejne naprawy aut - po pierwsze musieliśmy odczepić haki i wyciągarki, a jutro przed ładowaniem na lawetę zrzucimy koła zapasowe. Bo inaczej, samochody by się nie zmieściły.
- 22 marca
Cały dzień szarpaniny na Kręgu Workuty. Kręcimy zdjęcia do dokumentów realizowanych we współpracy z Fundacją Tumult, organizatorem Festiwalu Plus Camerimage. Paweł Dyllus, nasz operator dwoi się i troi, a chłopacy pomagają.
Pogoda wymarzona do filmowania, ale nie do jazdy - świeci słońce, zacina lodowaty wiatr, który błyskawicznie przesuwa zaspy.To jeszcze nie purga, ale i tak mniej uczęszczane drogi są już nieprzejezdne. Sytuacja robi się naprawdę trudna - powrót w tych warunkach wszyscy uznają tu za kompletne szaleństwo. Z drugiej strony, nikt z naszych rozmówców nie wierzył, że uda się nam tu dojechać. Może więc warto spróbować?
Laweta kolejowa jest nie tylko potwornie droga, ale jedzie aż 4 dni do Uchty i radzą tu przesiedzieć ten czas w samochodach, bo inaczej mogą dotrzeć niekompletne. Więc chyba jednak ruszymy....
- 21 marca
Władze Workuty uznały nas za ambasadorów Polski i podziwiają nasz ekstremalny wyczyn - tak mówią o naszej wyprawie. Tablica upamiętniająca śmierć polskich i litewskich łagierników, budowniczych linii kolejowej, którą tu dowieźliśmy, mer obiecał umieścić na planowanym pomniku.
Niestety, zaczyna wiać, pada śnieg - nadchodzi purga. Mamy znikome szanse na powrót na kołach. A cena lawety kolejowej do Uchty rozbija nasz budżet. Trudna sytuacja, męskie rozmowy. Dziś naprawdę nie wiemy co zrobić. Przeliczamy koszt paliwa i noclegów. Jutro musimy podjąć ostateczną decyzję - walczyć w śnieżycy, czy ładować się na pociąg i wprowadzić totalny reżim wszelkich wydatków.
- 20 marca
Jesteśmy! 11 dni zajęła droga z Torunia do Workuty.
Ostatni odcinek z Abiez, choć najkrótszy - 240 km, okazał się najbardziej urozmaicony. Z osady, w której królują skutery śnieżne, cofnęliśmy się 30 km do bazy budowniczych gazociągu, by dotankować auta.
Przejazd przez Usę. Trudno uwierzyć, że surowa ryba jedzona wczoraj wieczorem, wcześniej pływała pod nami.
Jedna z gór na trasie pokonała nas. Łukasz musiał odpuścić i zjechać tyłem prawie ze szczytu. Bardzo niebezpieczny manewr, bo z obu stron przepaść. Trzy samochody połączone linami wciągnął na górę spychacz. Od tego tam jest - Krazy też targa. Tylko pojazd gąsienicowy radzi sobie na lodzie pokrytym błotem.
I wreszcie czysta tundra. Zachód słońca na lodowej pustyni, czujemy się jak na innej planecie. Zimnik faktycznie zaczyna puszczać, pojawia się woda. A przecież po zmroku szybko się ochładza - mamy 17 stopni mrozu.
W Workucie witają nas wódką i tortem. Gratulacje, toasty. Słyszeli, że jedziemy, nie wierzyli, że się uda.
- 19 marca
W Incie resztkami łagrów palą w piecach. Robi tak przynajmniej Sasza Małkow, który spawał popękany bagażnik na landzie.
Dziury potężne, trudno lawirować pomiędzy zaspami, które wsysają kolejno wszystkie auta. Wyciągamy się sami, ale ostatecznie interweniuje Kraz. Sto kilometrów w osiem godzin. Nie ma ziewania.
Docieramy tylko do Abiez, jeszcze 250 kilometrów do Workuty. Jesteśmy skonani.
- 18 marca
Do Inty z Peczory jedzie się zimnikiem przy torach. Przynajmniej na początku, bo startuje koło stacji kolejowej. Drogę wskazuje nam Andriej - właściciel statku "Peczora dusza republiki". Chce pomóc, obdzwania znajomych. którzy jeżdżą na północ. Najpierw wersja: dojedziecie, potem zaczyna wątpić. Zimnik ma być miejscami rozryty przez ciężki sprzęt budowniczych rurociągu. I faktycznie, szczególnie podczas przekraczania rzek, trafiamy na wielkie, głębokie rozlewiska. To nalodzia - dopływająca stale spod lodu woda nie zamarza mimo mrozu.
Wspaniała panorama ośnieżonego Uralu o zachodzie, oświetlonego dodatkowo przez księżyc w pełni.
Vampir nie wyrabia na jednym z zakrętów, wali w lodową bandę, potem obraca Rafała w landzie. Jedziemy przecież po śnieżno lodowej nawierzchni momentami gładkiej jak asfalt, więc łatwo się zapomnieć. Jesteśmy zgodni - zimniki to jest to, a surowa Republika Komi naprawdę da się lubić.
Drzewa coraz cieńsze i niższe, jak to w lasotundrze. Do miasta wjeżdżamy w policyjnej eskorcie.
- 17 marca
Droga z Uchty do Peczory. A właściwie kawałki dróg. Trzeba pytać rosyjskich kierowców, by trafić na nieoznaczony żadnym drogowskazem leśny trakt wiodący na północ. Osiemdziesiąt kilometrów potężnych wybojów przez dziewiczy las tajgi zachodniosyberyjskiej.
Na śniegu charakterystyczne wilcze ślady, ludzkich brak. Nikt tu nie porusza się nawet na nartach. Tutejsi myśliwi polują widocznie bliżej nielicznych osad.
Trasa zdecydowanie off-roadowa, auta skaczą jak kangury, a tu z przeciwnej strony... wołga. Rosjanie mają daleko przesuniętą skalę możliwości samochodów w terenie. Potem kawałek zupełnie niespodziewanym asfaltem i zimnik przy torach do Workuty.
Znowu wyboje. Auta wpadają w poślizgi. Gubimy drogę, szukamy w ciemnościach. Na końcu niespodzianka - szeroka szosa i przejazd po zamarzniętej rzece. Rafał kręci bączka na samym środku. Polska fantazja. Czekamy na zorzę polarną - powinna być dziś widoczna.
- 16 marca
Patrol Łukasza stracił część oleju z automatycznej skrzyni biegów, dlatego wczoraj stanął. Pękł wąż. Łukasz go obciął i naprawił na środku zaśnieżonej szosy w lesie. Auto podholował Wampir do wsi Żeszart. Ale skąd wziąć takoje masło w Republice Komi?
Spaliśmy w stolarni, a rano, zalawszy skrzynię jakimiś wynalazkami, ruszyliśmy do stolicy tej krainy - Syktywkaru. To trochę z drogi, ale nie ma wyjścia, bo dodatkowo numery zaczął wyczyniać land rover. Rosyjscy mechanicy podejrzewali walniętą uszczelkę pod głowicą. Właśnie jest to sprawdzane. Zimę mają tu oszałamiającą, śnieg autentycznie po pachy.
Dziś mróz i słońce. Wszyscy mówią tu o zbliżającym się okresie purg. Wczoraj mieliśmy przedsmak - zawiewało śniegiem konkretnie. Gdy z Rafałem krążyliśmy szukając pomocy zaspy nas zaskakiwały - przesuwały się na naszych oczach.
Ostatnie wieści: w landzie to chyba tylko termostat, a przynajmniej do końca tygodnia śniegu nie powinno być. Wieczorem chcemy dotrzeć do Uchty, ale wszystko się może zdarzyć.
- 15 marca, SMS z godziny 20.50
Awaria! Patrol padł. Skrzynia biegów. Stoimy w środku lasu. Zamieć!
- 15 marca, SMS z godziny 19.45
Wczoraj wiosna, dzisiaj zima z kopnym śniegiem. Przeprawa przez rzekę Wyczegda po moście pontonowym, który na skutek wczesnego ocieplenia zaczyna się wyginać. Po drugiej stronie zamieć. Z tego powodu nie dotrzemy do Uchty, trzeba szukać noclegu po drodze. Nieliczne wsie opuszczone i zasypane. Zakupy w maleńkim sklepiku. Ogałacamy go z kiełbasy. Jutro też ma sypać. Zima wraca. Czyżby nasze szanse rosły?
- 14 marca
Specyfika podróżowania po Rosji - uważaj na zdradliwe pobocza. Patrol Wampira prawie fiknął kozła, zapadł się bokiem w głębokim śniegu. Szybka akcja - land rover blokuje drogę, patrol Łukasza wyszarpuje uwięzione auto. Nie spodziewaliśmy się takich akcji już teraz - pod Wołogdą. Koło 4 w nocy powinniśmy dotrzeć do Kotlas. Leje marznący deszcz...
- 13 marca
- 12 marca
- 11 marca
Pierwszy nocleg w podróży w gospodarstwie Agroturystycznym w Mierzejewie. Syte i smaczne śniadanie i w drogę. Jedziemy praktycznie przez cały dzień. Bez konkretnej przerwy na obiad. Na Litwie śnieg po kostki. Zmienia się krajobraz.
Mamy pierwszą awarię. Przy pierwszej próbie off-roadowej nawala Land rover Birusa. Okazuje się, że trzeba podciągnąć wysokość nadkoli. Piłą kątową wycinamy nadkola. Nic innego nie można w tej sytuacji zrobić.
Dziś pokonujemy dwie granice: w Polsce i na Litwie. Aktualnie jesteśmy na Łotwie. Za pięć godzin staniemy w wielokilometrowej kolejce na granicy z Rosją. Tu będziemy spać, jeść i odpoczywać. Chociaż trudno nazwać to odpoczynkiem.
Kiedy wskoczymy do Rosji, trudno przewidzieć.
- START: 10 marca 2011 r., godzina 10.00, spod Urzędu Marszałkowskiego w Toruniu


Toruń - Workuta - Bajdarata:

podpisano:iwonus dodano:2011-03-24 07:32


+ dodaj główny wątek
2011-04-02 19:49

Czapki z głów - gratulacje dla wszystkich uczestnikow wyprawy!
2011-03-26 13:44



2011-03-24 06:55

Mnie zianteresował wątek dotykania Radka

2011-03-23 22:18

Chłopaki, koniec? Co z Bajdaratą? Droga na Labytki podobno do pokonania...
2011-03-26 13:46



2011-03-20 21:09

Dojechali!!! Gratulacje!!!!! I na zdrowie niech Wam wyjdzie. Ten tort

2011-03-20 00:07

O 7.oo rano naszego czasu rozpoczęli ostatni etap podróży do Workuty. Najtrudniejszy. U nich jest teraz 2.oo w nocy, w eterze cisza....
2011-03-19 23:35

hehe, zazdrośników nigdy nie brakuje




2011-03-19 23:15

To szkoda, że zakupów do domu nie zrobił...

DZIENNIK WYPRAWY: 31 marca. W Toruniu planujemy być w piątek 1 kwietnia, o godzinie 14.30
Łukasz nie widzi, Piotr nie ma płuca, 29 stycznia zdobyli Aconcaguę!